Nasze Pierwsze Spotkanie :)
Komentarze: 20
Zdarzyło się to 19 czerwca 2004 roku w piękny letni słoneczny dzionek. Po przedłużonym czekaniu zza zakretu wreszcie wynurzył si autobusik. Chwile pozniej dojechał na przystanek na którym czekałam i wyłonił się z niego misiaczek. Popadlismy w uscisk, nastepnie moj kochany tygrysek dał mi slodkiego pluszaczka (bede sie miala do czego przytulić w nocy:P) Nastepnie poszlismy na Polanke. W miedzyczasie spotkalismy moja "miłą" sąsiadke (jej hobby to ploty) Na Polance było pare osób, w tym bardzo "kulturalni" żule :D ale olac ich:P Na Polance podziwialiśmy jeziorko i wśłuchiwalismy sie w kumkanie zab i spiew ptaszkow. Pozostawiliśmy rowerek przy murku i wyruszylismy na spacerek do okoła jeziorka. Nastepnie poszlismy na plac zabaw, nie zaznalismy tam jednak z powodu bawiącego sie bachora. nie zaznalismy tam jednak z powodu bawiącego sie bachora. Nasze piekne słoneczko przysłonila chmurka i zaczeło troszke kropic wiec schowalismy sie razem pod dachem amfiteatru. Podczas wspulnej pogawędki obserwowaliśmy wiewiurke która udawała ze nas niewidzi i kicała po ławkach i ptaszki latajace pod daszkiem polujące na robaczki, którymi karmiły swoje piskleta. Po dlugiej rozmowie postanowilismy obadac jeden szlak w lasku (Kara prosze bez skojarzeń:P) Trzymając sie za rączki wyruszyliśmy na zbadanie nie odkrytego szlaku. Szlismy i szlismy nienapotykajac nikogo na swej drodze oprocz pudełka z poćwiartowaną babcią ktorą mijalismy na polance. Podczas wedrówki czytaliśmy tabliczki wiszace w lasku i dziwne cyferki namalowane na drzewach.Po pewnym czasie wśród drzew wyłoniła sie cywilizacja. Napotaklismy domek osadzony samotnie w lesie (prawie jak w horroże:P)Na podworku kucala pewna kobieta grzebająca w ziemi kwiatki (albo co innego nie wnikajmy:D) i jej miłego szczekającego pieska. Oczywiście neizwracając na siebie uwagi unikneliśmy zaprzyjażniania sie z tym miłym pieskiem.Dążylismy dalejszlakiem caly czas sobie zartując. Po drodze minelismy zdechłego kreta i kapliczki na drzewach (ktore pewnie wyznaczaly drzewa gdzie powiesily sie wiewiorki)
Tak sobie gawędzac i mijając pare zakretów na szlaku doszlismy do żródełek.Oczywiscie neimoglismy sobie odpuscić nieogladajac ich. Niebedąc pewni trasy poszlismy dalej do starego spruchniałego mostu. Niechcielismy sprawdzać jego wytrzymałosci i spójnoscie belek wiec udalismy sie w droge powrotna.Podczas drogi powrotnej dopadlo nas stado ludożernych muszek.Idac tak wydeptaną droga wracalismy az zaczoł padac desczyk (ktory zapowiedzial misiak:D) i zmusil nas do schronienia sie pod drzewkiem. Tak sobie stojąc i gawędząc usłyszeliśmy dziwne dzwieki dobiegające kilka matrów od nas. Kochane lesne zwierzaki. Niewiedząc z kad dobieg dzwiek po chwili zaczelismy tlumaczyc że to wiatr lecz usłyszelismy niepokojace chrumkniecie. Na szczescie zwierzak (czy cokolwiek to bylo) odeszlo sobie w inna strone i my wyruszylismy dalej. Od tmatej pory zaczeło nam dopisywac słoneczko. Idąc jakiś czas laskiem zauważylismy dziwną kapliczke i pola których nie mijalismy wczesniej. Ten fakt nas zaniepokoił z lekka (lekka hehe dobre sobie:P) "GDZIE NASZ SZLAK??!!". Postanowilismy sie zawrucic, okazalo sie że dos spory kawałek szliśmy nie tym szlakiem co poprzednio. Ale nie czepialismy sie zbednych szczegółów. Szybko trafilismy na wlaściwa sciezke i podążalismy dalej. Pomijalismy znaną nam juz kobietę z psem, pudełko z babcią, kapliczki na drzewie i dziwne numerki na drzewach. Przez doskwierajace słoneczko zapomnielismy o zdechłym krecie, ale neichcieliśmy sie już wracać i podązalismy dalej. Gdy razem dotarliśmy znów do Polanki okazało sie ze plac zabaw opanowała zgraja dzieciaków. Po chwili zwątpienia w istnienie rowerku w tym samym miejscu co go zostawilismy ukazał sie on nam. Skonfiskowalismy owy jednoślad i zasiadlismy w promieniach sloneczka na murku pomiedzy drzewkami. Znów obserwowalismy dziwnie wpatrujące sie w nas ptaki, przez chwile wsluchiwalismy sie w krzyki dzieci, klotnie ludzi siedzacych w amfiteatrze i muzyke dobiegającą z baru. Potem zajeci sobą zapomnieliśmy o całej reszcie i oczekiwaliśmy o romatnyczny kawałek muzy. Nasze prosby zostały wysłuchane i usłyszelismy...SHAKIRE !!:P Po pewnym czasie wtuleni w siebie przypomnielismy sobie ze mój autobus odjezdza za kilkanascie minut (a byl to ostatni autobus do wawy w tym dniu...). Zaczelismy isc coraz szybciej lecz na miejsce dotarlismy i tak o pare minut za pozno. "CO ROBIC". Po paru chwilach namyslu postanowilismy złapac kogos jadącego do Kozienic gdzie byla sznasa złapac busik. Swoim wdzękiem i urokiem skusilismy milego pana który mogł podwiesc Misiaczka do Kozeinic. Po krótkim romantycznym rozstaniu Mis pojechał.
Oczywiscie by było wiecej przygód. Najbliszy autobus do wawy był o 6 rano w niedziele. Wiec musiałem sie zakamuflowac na nocke odnajdując osrodek wypoczynkowy w którym wynajeło sie domek i zadzwonilo do domku w którym nikogo niebyło. Chatka nr. 75, która powierzono mi w opieke stała sie moim domkiem. Oczywiście bylo dosc wcześnei wiec nie obeszło sie bez szybkiego zwiedzenia okolic. Po tak cudnym dzionku niedało sie spac. Caly czas rozmyslając o nas slyszałem krzyki rozwydrzonej młodzeży. Wszystko ucichło gdy zaczoł padac deszczyk. Tak spokojnei leżac i myśląc o mojej myszce spojżałem na zegarek i okazało sie że jest już 4 rano. Niechcac sie nudzic opusciłem domek oddalem kluczyki i wyruszyłem na podbój Kozienic w kierunku stacji pks. Obkumajac wszystkei rozkałdy zasiadłem na przystanku po czym zaczeło rowno lac:P byłem pod daszkiem wiec był luzik. Zebrało sie troszke ludzi podjechał autobusik i wszyscy dosyć zwinnie zapakowlaismy sie do niego.Po dotarciu do domku o 9 rano musiałem wyjaśnic zaistniała sytuacje rodzicom. Po czym dałem dac znac na gg ze szczęśliwie dotarłem.
Ja po zapakowaniu misia do samochodu wyruszylam na rowerku w droge powrtoną. Pełna wrazen jechalam wężykiem (cale szczescie ze mendy mnie nie zwineły). Po drodze zachaczyłam Justyne, musialam wybadac czy moja zatroskana mama dzwonila. Nie zdziwiłam się gdy uslyszalam ze dzwonila, lecz wspanialomyslna siostra Justyny powiedziala ze poszlam sie z nia przejsc. Oczywiscie nie obeszło sie bez wywiadu Justyny na temat Misia i w jaki sposob spedzilam z nim czas. Skrocilam jej conieco:D podziekowalam za wiadomosc do mamusi i pojechalam do domciu. W domciu czekało mnie opierdziel ze cały dzien siedze kolezance na glowie hehe ale dała sobie spokoj. Poszlam do mojego pokoiku i przywitalam sie ze stesknionym Tobisiem, dalam mu marchewke pojadl schowal sie i do wieczora nie wychodzil. Myslalam ze sobie odpoczne po calym dniu wrazen, ale mamusia oznajmila ze musze posprzatac (wrr) tak wiec wzielam przybory ktore ulatwiaja sprzatanie i zabralam sie do pracy. Przy powolnej robocie rozmylalam o misiaczku, spotkaniu i o tym czy zdazyl na autobusik. Zasiadlam do komputerka. Oczywiscie musialam zdac relacje znajomym. Ale przy komputerku nie chcialo mi sie siedziec, wiec zeszlam na dol wlaczylam telewizorek i przy jakimstam programiku zamartwialam sie o misiaczka. Gdy otworzylam oczy zobaczylam ze jest juz 23 (ups troszke przysnelam) wiec poszlam na gore i spojrzalam na gg. Nie bylo znaku ze misio przyjechal wiec zostawilam wiadomosc i znow zeszlam na dol, wykapcialam sie i polozylam spac. Nastepnego dnia po odpaleniu gg dostalam wiadomosc ze Mis do domu wrocil rano, co mnie zszokowalo.
I tak mineło nam nasze pierwsze wspaniałe, niezapomniane, pelne wrazen spotkanie. Mamy pewnosc ze na stare lata bedziemy miec co wspominac:D I tka w wielkim skrócie opowiedzieliśmy wam o naszym spotkaniu.
The End :D:D
Dodaj komentarz